Student NEWS - nr 21 - okładka
W numerze m.in.
 
Humor dnia
Przychodzi facet do spowiedzi, a że trochę nagrzeszył to i pokuta była długa. Po paru minutach facio przysnął. Ksiądz na koniec spowiedzi puka. Facet się wystraszył i mówi:
- Aleś mnie *** wystraszył...
.            

Sport – sposób na życie

W gorącym okresie przygotowań - na tydzień przed Halowymi Mistrzostwami Europy w Madrycie udało nam się namówić jednego z liderów naszej kadry, obrońcę tytułu mistrza Europy, do krótkiej rozmowy o sporcie i nie tylko. Z Marcinem Urbasiem rozmawiał Remigiusz Tytuła.

- Praca, lunch, zakupy, potem kapcie, gazeta, telewizor, pizza. Wyobrażasz sobie, by Twoje życie mogło obyć się bez aktywności fizycznej?
- Nie mówię, że jest to zupełnie niemożliwe. Wystarczyłaby tylko jakaś inna decyzja po drodze, zniechęcenie, ciężka kontuzja. Chociaż, z drugiej strony, myślę, że nie byłbym w stanie wytrzymać bez jakiejkolwiek formy ruchu. Potrzeba aktywności fizycznej, "wyżycia się" towarzyszyła mi od dzieciństwa. Zawsze czerpałem przyjemność z rywalizacji, pokonywania swoich słabości. Poza tym jestem osobą, która nie znosi jednostajności. Szukałbym pewnie wytchnienia od codzienności w sporcie, tak jak teraz poszukuję pozasportowych form realizowania się w życiu - stąd moje muzyczne "wycieczki" z zespołem Sceptic i próby literackie.
- A sama aktywność fizyczna to sposób na co w życiu?
- To zdecydowanie sposób na samo życie! Oczywiście mówię to jako sportowiec, dla którego wyczyn jest nie tylko przyjemnością, ale i profesją. Każdy sportowiec musi być co do tego przekonany, musi czuć, że to lubi, że daje mu to przyjemność oraz, że drzemie w nim talent. Tylko dzięki takiemu przekonaniu zawodowiec jest w stanie podjąć wyzwanie ciężkiego treningu, wysiłku nieprzynoszącego natychmiastowego rezultatu, kontuzji, dzięki temu może również zrezygnować z wielu przyjemnych rzeczy w życiu, podporządkowując wszystko sportowi.
Natomiast dla zwykłych ludzi aktywność fizyczna to sposób na zdrowie, ładną sylwetkę, dobre samopoczucie, kondycję fizyczną i psychiczną.
- Hm, jest to więc także w pewnym sensie sposób na życie? - Tak. Ale o ile dla zawodowca sport jest celem w życiu, o tyle dla normalnych ludzi aktywność fizyczna jest tylko elementem ułatwiającym osiąganie innych, życiowych celów. Bo przecież sport daje schematy zdrowej rywalizacji, walki z przeciwnościami i słabościami, redukuje stres i zmęczenie, utrzymuje duszę i ciało w zdrowej "pozycji". Sport kształtuje ludzi zadziornych, walczących o swoje, nie bojących się wyzwań, odważnie realizujących się na wszystkich frontach życia.
- Przyjemność, rozładowanie napięć i stresów, zapomnienie o problemach - brzmi to trochę tak, jakby sport był jakąś używką.
- Bo wysiłek fizyczny jest dla naszego ciała takim "miękkim narkotykiem", który uzależnia pozytywnie, nie mając skutków ubocznych. Sport daje poczucie spełnienia, smak tryumfu. Gdyby wniknąć we wnętrze naszego organizmu okaże się, że wysiłek uruchamia całą "symfonię" ciała. Pracują mięśnie, kości, gruczoły, płynie krew - jeden element pobudza drugi. Pojawiają się hormony, wśród nich endorfiny a z nimi poczucie zadowolenia. Chemia ciała.
Muszę tu jeszcze zareklamować swoją dyscyplinę - bieganie. Jego olbrzymim plusem jest to, że pobudza, rozwija i wpływa na wszystkie partie, elementy organizmu, nie jest jednostronnym wysiłkiem. Bieganie jest ogólnorozwojowe i daje ogólną satysfakcję!
- No tak, bieganie uważa się za bardzo naturalny sport, do uprawiania którego nie trzeba niczego poza chęciami. Co o tym sądzisz?
- Biegać, tak jak chodzić, możesz wszędzie i zawsze. Jeśli tylko jesteś zdrowy możesz zacząć już, tak jak stoisz. Oczywiście o wiele przyjemniej i higieniczniej jest biegać w odpowiednich butach, a nie np. w glanach. Z tego wynika, że choć do biegania niewiele potrzeba, to jednak by odczuwać pełną satysfakcję warto nieco zainwestować. Dobre buty czy dres to nie tylko lepszy wygląd, ale i większa przyjemność z wysiłku.
- A Ty sam dlaczego wybrałeś lekką atletykę, dlaczego sprint?
- Właściwie to nie wiem. Wiem, dlaczego nie futbol - niespecjalnie go lubię i w młodości nie byłem zbyt dobrym kandydatem na piłkarza. Grając w "nogę" zauważyłem, że gdy wypuściłem sobie piłkę to nikt nie był w stanie mnie dogonić. Wywnioskowałem, że bieganie mi wychodzi, a że nie chciałem zbytnio się przemęczać wybrałem sprinty - o tym ile przygotowań i wysiłku należy włożyć na te 10, 20 sekund biegu przekonałem się już później.
- Jesteś w stanie uchwycić moment, w którym sport z zabawy stał się sposobem na życie, chwilę, kiedy stałeś się zawodowcem?
-Taka granica się zaciera. Chyba każdy sportowiec ma problem z uchwyceniem tego momentu. Człowiek bawi się, bawi, trenuje, startuje w zawodach, osiąga jakieś wyniki, w tle zaczynają się pojawiać jakieś pieniądze - stypendia sportowe, nagrody za zwycięstwa. W pewnym momencie, gdy zastanawiasz się nad tym co masz robić w życiu okazuje się, że właśnie sport jest najlepszą drogą do realizacji siebie. Z zawodów na zawody, z treningu na trening stałem się zawodowcem.
- Po wyniku 19,98 osiągniętym w 1999 na MŚ w Sewilli okrzyknięto Cię "najszybszym białym człowiekiem" na dystansie 200m, w 2002 zostałeś mistrzem Europy w hali, odnosiłeś też sukcesy w sztafecie 4x100metrzów. Jak dochodzi się do takich wyników?
- Ciężką pracą. U mnie złożyło się kilka czynników, w tym dwa najistotniejsze. Po pierwsze pozwolono mi się spokojnie rozwijać w wieku juniora, nie wyeksploatowano nadmiernie mojego organizmu. Zawdzięczam to trenerom. Z tego wynikało to, że moje juniorskie rezultaty nie były zbyt rewelacyjne. W zasadzie dopiero w 1998 moja forma sportowa zaskoczyła, wynik 20,64 to było coś czego dawno nie widziano w polskim sprincie. I z tym wiąże się drugi element mojego rozwoju. Zostałem dostrzeżony przez trenera kadry pana Tadeusza Osika, który choć nie byłem nominowany do kadry olimpijskiej zaczął powoływać mnie na obozy kadry. Trening klubowy został uzupełniony treningiem na zgrupowaniach kadry i wszystko zaskoczyło. 19.98 na MŚ w Sewilli to spore zaskoczenie dla kibiców, znawców i po trosze dla mnie samego. Przecież rok wcześniej miałem dość poważną kontuzję, która powinna zatrzymać mój rozwój. Na szczęście stało się inaczej.
- Wierzysz, że jeszcze kiedyś osiągniesz takie wyniki?
- Bez tej wiary mógłbym już przestać. Wiem, że osiągnąłem swoje 19,98 ciężką pracą, bez wspomagania, więc mogę to powtórzyć. Na wynik składa się jednak wiele czynników i niczego nie można być pewnym. Pozostaje zagryźć zęby i wylać kolejne wiadro potu na treningu. A na zawodach dać z siebie wszystko, tak jak zrobię to za kilka dni w Madrycie! (Jak obiecał tak zrobił, M. Urbaś zdobył brązowy medal na HME w Madrycie - przyp. red.)
- Jak sam mówisz przez długi czas nie byłeś dostrzegany przez PZLA. Jak to na ciebie wpływało?
- Ambicja pchała mnie do tego, by udowodnić wszystkim, że mój talent to nie tylko mój wymysł, błędne założenie, ale fakt. Przecież trenowałem kilkanaście lat i czułem, że mam to "coś" a bez pomocy PZLA nie mogłem się rozwijać ani... nie mogłem stanąć finansowo na nogi. Za powołaniem do kadry idą wszak określone profity - stypendia sportowe. A ja miałem te 23 lata i traktując sport jako swój zawód chciałem na nim zarabiać.
- Przeszkodą rozwoju nie był tylko aparat urzędniczy, ale i kontuzje?
- Tak, przez 18 lat treningu miałem ich 17. Początkowo buntowałem się przeciw temu. Tyle pracy na treningach, wysiłku a tu trafia się kontuzja i połowa sezonu z głowy. Teraz patrzę na to inaczej. Zawodowy sport to ciągłe balansowanie na granicy wytrzymałości organizmu. Biegając ze średnią 36-37 km/h na dystansie 200 metrów przeciąża się kościec, mięśnie, układ krążenia itd. Bardzo ciężko jest zachować pełne zdrowie.
- Jesteś znany jako twardy przeciwnik dopingu. Powiedz, czy w kontekście problemów z władzami PZLA lub kontuzji nigdy nie pojawiła się pokusa, by iść na skróty?
- Szczerze? Nigdy! W młodości ojciec i trener wpoili mi, że doping to zagrożenie zdrowia. Potem doszła jeszcze kwestia podstawowej uczciwości. Chcę rywalizować z innymi jak równy z równymi, tylko w takim wymiarze sport i współzawodnictwo mają sens, inaczej jest to zwykłe oszustwo. Pieniądze w sporcie, presja wyniku spowodowały sytuację, gdy chyba łatwiej i szybciej byłoby wyłapać tych czystych...
- A czym dla zawodowego sportowca jest fakt posiadania sponsora?
- Nie ma co ukrywać, że są to m.in. pieniądze. Ale dla mnie to nie one stanowią istotę sprawy. Według mnie sponsor powinien zapewnić zawodnikowi możliwość skoncentrowania się wyłącznie na sporcie, na treningu. Jest to układ wzajemnego zaufania - sponsor wierzy w sportowca, w jego wyniki, zawodnik wierzy w dobrą wolę i ... dobry sprzęt sponsora. Taki układ mam właśnie z Reebokiem daje mi on stabilność i wsparcie, nie muszę martwić się np. kiedy i za co kupię nowe buty, dres. A co też ważne, bardzo dobrze pracuje mi się na sprzęcie mojego sponsora, który robi naprawdę fajne kolekcje sportowe, nie dając się wygryźć ze światowej czołówki.
- Studiujesz na AWF w Krakowie. Jak udaje ci się godzić sport z nauką?
- Nie ukrywam, iż to ciężka sprawa. Jestem wdzięczny uczelni i rektorowi, że czasem idą mi na rękę. Wybrałem sport, jemu poświęcam 100 % swoich sił i zdolności. Nauka musi pozostać na drugim planie. Nie chodzi tu o zaniedbywanie, czy spychanie jej do kąta. Trzy ciężkie treningi dziennie nie pozostawiają zbyt wiele sił na naukę. A trzeba jeszcze znaleźć czas dla dziewczyny, znajomych, rodziny i najzwyczajniej odpocząć.
- Analogicznie trudno jest połączyć "wyczynową" naukę i aktywność fizyczną?
- Nie! Ja po prostu nie wierzę, że da się robić obie te rzeczy "na maksa". "Nie można dwóm panom służyć". Zawodowcy wybierają sport i jemu poświęcają najwięcej, student wybiera naukę, by dzięki niej coś osiągnąć w życiu i temu podporządkowuje wszystkie swoje wysiłki. Ale ani ja - sportowiec, nie rezygnuje całkowicie z nauki, ani wy - studenci, nie powinniście rezygnować z aktywności fizycznej.
- Okey. Ale powiedz nam, studentom po co ten sport? Przecież też jesteśmy "wypruci" po kilku godzinach nauki, też chcemy poświęcić czas naszym partnerom, znajomym, rodzinom...
- Tak jak już wspominałem - zdrowie, sylwetka, kondycja fizyczna. To truizm, ale bez przynajmniej namiastek aktywności fizycznej nie da się tych celów osiągnąć i utrzymać. Te trzy rzeczy to podstawa dobrego samopoczucia psychicznego. Sport daje też niezbędne chęci do życia, rozwijania się, rywalizacji, dążenia do celów. Te cechy przydają się i na boisku czy bieżni, ale także na uczelni czy w pracy.
- No to ja już biegnę na boisko. Dziękuje za rozmowę i wraz z naszymi czytelnikami życzę powodzenia w Madrycie!
Dziękuję!