Śmierć zaplanowałam sobie starannie; w przeciwieństwie do życia, które meandrowało od przypadku do przypadku mimo słabych wysiłków z mojej strony, żeby nad nim zapanować. Moje życie jak gdyby się rozmazywało, pełne zawijasów i festonów niczym rama barokowego lustra, co wynikało z tego, że szłam po linii najmniejszego oporu. Chciałam więc, by moja śmierć była schludna i skromna, powściągliwa, może nawet trochę surowa – jak kościół kwakrów czy prosta suknia z pojedynczym sznurem pereł, tak lansowana przez żurnale, w czasach gdy miałam piętnaście lat.