Uciekinierka ze Sztokholmu - rozmowa z Bodil Malmsten

(ur.1944) – szwedzka poetka i pisarka. Uhonorowana wieloma zaszczytnymi nagrodami literackimi w Skandynawii, m.in. August Strindberg Prize, Aniara, SKTF Prizes. Kilka lat temu zasiadała w jury International IMPAC Literary Award. Angielskie tłumaczenie powieści „Cena wody w Finistère” zostało wybrane Książką Tygodnia w BBC Radio 4. W 2006 roku Bodil Malmsten została doktorem honoris causa na uniwersytecie w Östersund.

2.jpgW tym samym roku zawędrowała na karty "Lapidarium VI" Ryszarda Kapuścińskiego, który tak napisał o jednej z ostatnich jej książek: "Napisanie dobrego tekstu to prawdziwe piekło - Bodil Malmsten w swojej cudownej książce: <>." Sama autorka niezwykle ceni książki Ryszarda Kapuścińskiego oraz poezje Wisławy Szymborskiej. Jej ostatnia blogowa książka nosi tytuł zaczerpnięty z wiersza krakowskiej poetki "Wszelki wypadek": "Posluchaj jak mi prędko bije twoje serce."
"Chcę czytać "Le Monde Livres" czy "Le Figaro Litteraire" bez lęku, że znajdę w nich swoje nazwisko" - mówi szwedzka poetka i pisarka Bodil Malmsten.

"Cena wody w Finistère" Bodil Malmsten to książka pełna archetypów, mitów, literackich toposów i filozoficznych motywów. Droga, wędrówka i poszukiwanie domu, wyrazisty archetyp ziemi i ogrodu (ileż tu możliwych perspektyw interpretacyjnych: Eden, Arkadia, locus amoenus, Wolteriańskie "uprawianie swojego ogródka", powrót do natury w stylu Rousseau i niekoniecznie - i tak dalej…). To przeurocze móc przy pomocy tych kluczy otwierać tę książkę, odkrywać nowe jej poziomy i znaczenia. O tej wyjątkowej książce rozmawiamy z autorką, Bodil Malmsten.


Jak to możliwe, że książka której inspiratorką była rodowita Francuzka nie doczekała się jeszcze francuskiego przekładu?

Tylko nie to! Ja absolutnie nie chcę być tu znana i rozpoznawana. Nie chcę być częścią literackiego życia we Francji. Chcę czytać "Le Monde Livres" czy "Le Figaro Litteraire" bez lęku, że znajdę w nich swoje nazwisko. Były pewne starania czynione w tym kierunku, jakieś rozmowy o francuskim wydaniu, ale tak jak powiedziałam, najbardziej zależy mi na zachowaniu anonimowości i prywatności. "Pour vivre heureux, vivre caché"

Dlatego opuściła pani Sztokholm?

Nie udawało mi się chronić prywatności przed szwedzkimi mediami. Gdy podejmowałam decyzję o opuszczeniu kraju, miałam pięćdziesiąt pięć lat i po uszy środowiska, w którym od lat żyłam! Dosyć dotychczasowego stylu życia! Tęskniłam za morzem, oceanem, falami… Teraz nie mam w Szwecji żadnych zobowiązań. Moja córka nie jest już dzieckiem (choć oczywiście dla mnie zawsze nim będzie), sama została już matką.

Czy Bretania okazała się dobrym azylem? Udało się pani uniknąć losu Petera Mayle'a czy Frances Mayes, nawiedzanych w swoich domach przez rozgorączkowanych turystów-czytelników? W Krakowie jest nawet pewne biuro podróży, które oferuje wycieczki po Prowansji "Śladami Petera M."…

Ja również tego doświadczyłam. Ludzie wyobrażali sobie Finistère jako park rozrywki w stylu Disneyowskim. Coś w rodzaju Bodillandu, w którym ja i Madame C spacerujemy tam i z powrotem przebrane za krety. Pisali do mnie listy i mejle, informując, że przyjadą zobaczyć mój ogród
i oczekiwali, że będę tym zachwycona. Nie byłam. Nie potrafiłam zdobyć się na uprzejmość wobec nich. Zastrzegłam nawet swój numer telefonu. Nie sądziłam, że będzie to konieczne właśnie we Francji ale Szwedzi mieszkający tutaj nieustannie dzwonili z zaproszeniami na szwedzkie festyny. A ja przecież gdybym chciała brać udział w szwedzkich imprezach, zostałabym w Szwecji.

Pani bardzo pięknie pisze o ziemi i pracy w ogrodzie. O byciu wśród zieleni. Doświadczeniu - mistycznym i zmysłowym zarazem - bliskości przyrody. "Światło migocze jak u Moneta, dzień niby namalowany przez impresjonistów. Nic tylko leżeć w trawie pod jesionem
i przyglądać się jego wielopalczastym liściom. Stopić się w jedno z trawą, czuć pod sobą jej elastyczność. Przyłożyć ucho do ziemi, słuchać mruczenia kretów jak szpieg i podsłuchiwać, zbierać informacje, może uda się je przepędzić w jakiś kreci sposób (…) Zamknąć oczy i zasnąć w zapachu róż i jaśminu (…). Kładę się na plecach pod jesionem i rozkładam ręce, niech zarośnie mnie trawa, aż odzyskam spokój". Nie mogę się tu oprzeć skojarzeniu z piękną metaforą "topielca zieleni" wymyśloną przez jednego z polskich poetów.


Fragment, który pani przytacza, mówi o śmierci.

Leśmian też…

Bardzo dobrej śmierci. Takiej, która polega na stawaniu się jednością ze wszystkim, co istnieje. Myślę, że większość tego, co piszę, dotyczy tego tematu. Właśnie dlatego uważam poczucie humoru za rzecz absolutnie niezbędną. Tylko niewielu pisarzy, którzy są go pozbawieni, darzę uznaniem. W moich książkach lubię wkładać śmiech lub choćby mały uśmiech w lukę między życiem a śmiercią, szorstkość współistnienia z żyjącymi i tymi, których nie ma, pomiędzy wielki sen śmierci.

Czy planuje pani sequel? Mimo wszystko nadal nie znamy ceny wody w Finistère…

Ciąg dalszy jest już prawie ukończony. Prawie… Bo czy mogę być tego absolutnie pewna?… To książka o utracie Finistère. O rozstaniu. Zupełnie inna niż poprzednia. Myślę, że w wielu miejscach nawet od niej lepsza. Jest w niej więcej smutku i ciemniejszych tonów. Ale pomiędzy nie wkładam uśmiech. Na wielu stronach rozpisuję się o okropnym mieście, w którym teraz mieszkam i złych ludziach, z którymi się stykam. To, co okropne zwykle bywa bardziej zabawne niż miłe i przyjemne wydarzenia. Ale dla mnie jako prywatnej osoby, nie jako pisarki, było to bardzo traumatyczne. Przez sześć miesięcy walczyłam z depresją. Pracowałam, ale bez żadnej radości. W niczym zresztą jej nie mogłam znaleźć. Tylko to ciemne, dojmujące poczucie utraty… Wszystkiego, co sama stworzyłam. W Finistère byłam bogiem. Stworzyłam je, zbudowałam dom i ogród. A potem życie, ślepy los, choroba bliskiej osoby, ułomność mojego własnego ciała, które nie mogło udźwignąć pracy w ogrodzie, domu i opieki nad chorą osobą - odebrały mi Finistère.

"Zwerbalizować przeżycie to jakby złapać jaszczurkę za ogon: jaszczurka ucieka, a ty zostajesz z kawałkiem ogona w palcach." Zapisała pani swoje szczęście, cały czas wzdragając się przed tym, i został ogon… Życzę powrotu radości. Powrotu do Finistére. W każdym razie żadnych ogonów!

W Finistère było mnóstwo jaszczurek. Zielonych i połyskujących srebrem. Uwielbiałam je. Kiedyś na schodach domu znalazłam jedną. Martwą. Stratowaną wysokimi obcasami agentki nieruchomości, która sprzedawała mój dom….

« powrót
Komentarze
Polityka Prywatności