"Łono" Alicja Podkarpacka

Lono

Na początku nic nie zapowiada zbliżającej się katastrofy. W zasadzkę wpadasz powoli. Została zastawiona sprytnie, podstępnie i zuchwale. Z każdym dniem – niezauważalnie – tracisz to, co najważniejsze. Na początku – „tylko” poczucie bezpieczeństwa i możliwość zaspokojenia podstawowych potrzeb. Później – godność, szacunek, wiarę w siebie. Na końcu – swoje własne imię, by w zamian otrzymać nowe.

Paraliżuje cię niemoc i strach, a walka o siebie staje się mrzonką. Czy odnajdziesz siłę, by odzyskać to, co utracone?

Pani adwokat skubała paznokcie, a jej dekolt pokrywał się wielkimi, czerwonymi plackami. Bez słowa pokiwałam głową i już miałam wychodzić, kiedy ścisnęła moje ramię jeszcze silniej.

– Pani Alicjo – wyszeptała histerycznie. – Proszę jeszcze przemyśleć sprawę tego rozwodu. Przecież nie musicie państwo orzekać o winie! Po co to pani? Pani nie powinna ujawniać się z tym, co pani wie. Uczy pani w szkole... Za chwilę może pani nie znaleźć nigdzie pracy. Z czego będzie pani żyć? Z alimentów?

Zbaraniałam. Powoli coś zaczynało do mnie docierać. Z kamienną twarzą oswobodziłam się z drapieżnego uścisku i ruszyłam do drzwi. Próbowałam zachować fason, jednak po wyjściu na korytarz usiadłam na schodkach i rozpłakałam się. Siedziałam i płakałam. Płakałam z bezsilności, z bezradności, ale przede wszystkim dlatego, że zaczęłam się bać. Płakałam ze strachu.

Komentarze
 
Polityka Prywatności