MANIC STREET PREACHERS

Manic Street Preachers przechodzą proces niszczenia tego, kim są. Wszystkie zespoły tak robią, jednak od czasu albumów "Everything Must Go" i "This Is My Truth, tell Me Yours" powoli zmieniamy się w kupkę gruzu. Dlatego pracując nad "Send Away The Tigers" słuchaliśmy "Everything Must Go" a nawet przepełnionej młodzieńczym idealizmem płyty "Generation Terrorists".

Próbowaliśmy przypomnieć sobie ja1.jpgk było, gdy mieliśmy po 18-21 lat i przywrócić do naszej muzyki to, co wówczas tak nas ekscytowało. Cynizm jest cudowny. Ale okazuje się, że nie sprawdza się w przypadku zespołu.

"Send Away The Tigers" nie jest jakimś wymyślnym concept albumem, ale kryjąca się za nim pewna teoria jest bardzo istotna. Napisaliśmy około 30 utworów na potrzeby tego krążka. Tym razem jednak bardzo starannie dobieraliśmy piosenki, na ostatnich płytach było ich chyba bowiem za dużo.

Ten album jest krótki. Trwa zaledwie 38 minut. Zaczęliśmy sesję od prób w studiu próbując wskrzesić dawną energię. Czasem warto spojrzeć w przeszłość i czegoś się nauczyć. James grał fantastyczne solówki bez mojego udziału, a Sean wrzeszczał, żeby przestał zawodzić. Czuliśmy się wyzwoleni.

Zaczęliśmy pisać album pod koniec 2005 roku. Nagrywanie zaczęliśmy w marcu

2006 roku z Dave'em Eringiem. Sesja odbyła się w studiach Stir w Cardiff oraz w Grouse Lodge w hrabstwie Westmeath w Irlandii. Zakończyliśmy w listopadzie 2006 roku. Ostateczne miksy odbyły się w Kalifornii.

Jednocześnie James i ja wydaliśmy nasze pierwsze solowe albumy - jego "The Great Western" i mój "Killed The Zeitgeist". Praca nad własnymi projektami była ważna i pomocna. Dzięki temu dowiedzieliśmy się, czego naprawdę pragniemy i w czym jesteśmy dobrzy. Kilka koncertów jakie dałem, nowi ludzie, to wszystko było bardzo stymulującym doświadczeniem a jednocześnie świetną zabawą. Zrozumiałem, że z Manic Street Preachers zaprzepaściliśmy ten moment gdy jednocześnie dobrze się bawisz i jesteś poważny. The Clash i Sex Pistols są w tej kwestii naszymi największymi idolami. Nie przyznawaliśmy się do tego, ale taka jest prawda. Ten album to powrót do źródła.

Nigdy nie rozważaliśmy rozstania. Nie przechodziliśmy kryzysu, bo to nie leży w naszej naturze. Co nie znaczy, że żyliśmy w idylli. Chwilami to był bardzo toksyczny układ. Gdybyśmy w 2004 roku nie wyruszyli w trasę po wydaniu "Lifeblood" i nie przypomnieli sobie za co ludzie nas kochają, nie rozpadlibyśmy się, ale czekałby nas wielki kryzys. Bilety na występy sprzedały się najszybciej od 10 lat. Tak zaczął się proces odkrywania siebie na nowo. "Send Away The Tigers" to zdanie, które komik Tony Hancock wypowiadał, gdy zaczynał pić. Dostrzegłem pewną analogię pomiędzy tym tekstem a zwierzętami uwolnionymi z zoo w Bagdadzie, gdy wkroczyły wojska alianckie. Chodzi o źle ujęte pojęcie wolności oraz poczucie prześladowania za sprawą złych decyzji. W przypadku Hancocka było to zwalnianie pomocników.

Gdyby nie wojna w Iraku, Tony Blair postrzegany byłby jako znakomity premier a tak ma dosłownie zrujnowane życie. W mikroskali oznacza to, że będę zapamiętany za niektóre błahe i głupie rzeczy, jakie powiedziałem.

Jeśli chodzi o moje teksty na płycie, zrozumiałem, że gniew jest dobry.

Oczywiście, dopóki jestem w stanie go kontrolować. Tym razem miałem mniej nihilistyczne podejście niż na solowej płycie.  Na "I Killed The Zeitgeist"

ująłem nihilizm w całym jego pięknie, teraz jednak pomyślałem, że muszę wykorzystać zaledwie kilka tych aspektów, aby stworzyć piękne, ważne teksty. Kiedy wszystkie problemy są wyeksponowane i widoczne, zaczynasz się bać. Każdy alternatywny zespół na pewnym etapie zostaje wciągnięty w nicość. Każdy ma w sobie jad. Kiedy zaczynaliśmy, wydawało nam się, że najbardziej szokującą rzeczą jaką możemy zrobić, będzie porównanie się do Bruce'a Sprinsteena i The Clash. Nasza normalność była naszym dziwactwem.

Teraz, mamy nadzieję, wyróżnia nas idealizm - teoria Johna Lydona, że gniew jest energią. Musimy być bezpośredni.

Uwielbiamy klasyczne radiowe przeboje takich zespołów, jak The Eagles, Boston czy REO Speedwagon. Chcieliśmy nawiązać do tego typu numerów, ale oczywiście z lepszymi tekstami. Doskonałym przykładem jest "Autumnsong".

James próbował zmienić ten numer, ponieważ był skrzyżowaniem "Sweet Child O'Mine" Guns N' Roses i "You See Me Crying" Aerosmith. Musiałem go przekonać, że brzmi jakby zżynał ze Slasha ponieważ taki właśnie jest jego styl. Od tego czasu nie musieliśmy już niczego zmieniać. Wszystko układało się samo. Uznaliśmy, że nie będziemy się martwić, jeśli zaczną nas szufladkować. Tym bardziej, że kiedy gramy koncerty łatwo nas sklasyfikować. Wykonujemy "Paradise City" Guns N' Roses i stajemy na wzmacniaczach. Fragment "Baby what you done to your hair?" z "Autumnsong"

przypomina hit Aerosmith. Cały utwór mówi natomiast o tym, kiedy jesteś młody i odczuwasz tę niesamowitą więź z dziewczyną. To piosenka, której chcesz słuchać na okrągło. Ten numer daje energię i siłę, dzięki którym nabierasz przekonania, że możesz podbić cały świat.

Tym razem Sean z Jamesem przygotowali znacznie więcej materiału. Ja natomiast skomponowałem połowę pierwszego singla, "Your Love Alone Is Not Enough" z udziałem Niny Person z The Cardigans. To jeden z bardziej niedocenionych zespołów, a Nina ma cudowny głos. Tekst jest dość skomplikowany. Chodzi o to, że pojedyncza idea nie wystarcza, aby kraj przetrwał. Sama religia, czy miłość, czy demokracja to za mało. Potrzeba wszystkich tych elementów. To także numer o ludziach, a w szczególności o samobójstwie. Znałem zbyt wielu ludzi, którzy się zabili. James nie był zachwycony. - Pięknie. Kolejny zafajdany kawałek o samobójstwie - mówił. - Nagrałeś cała solową płytę o tym. Ludzie na pewno będą myśleć, że to także o Richey’u Edwardsie. Był w zespole który odnosił sukcesy, mógł mieć miłą dziewczynę i wszyscy go kochaliśmy. To mu jednak nie wystarczyło. Nie wiemy oczywiście czy popełnił samobójstwo. W utworze pojawia się jednak tekst:

"powinienem był to dostrzec, powinienem pokazać ci jak się uśmiechać i jak płakać". Miałem poczucie winy. Może dało się zrobić coś więcej? Jeśli chodzi o numer "Rendition".... Kiedy CIA przewozi ludzi, aby ich torturować, nazywa się to "extraoridinary rendition". Uznałem to za bardzo dziwne określenie. Amerykanie znaleźli takie miejscem u swych największych wrogów, na Kubie, w zatoce Guantanamo. Tamtejsze bazy nadal istnieją i są poza prawem. Co będzie następne? Uzbekistan? Tam będą ich torturować. Może zbudujemy obozy na księżycu? Ta piosenka jest jednocześnie o Jacku Lemmonie. Uwielbialiśmy go za filmy "Chiński Syndrom" czy "Zaginiony".

Uosabiał Amerykę, którą kochaliśmy.

Linijka "o Boże, gadam jak liberał" pojawiła się, aby wprowadzić nieco humoru. Cały album jest jednak dość poważny w wymowie, trzeba jednak podchodzić do niego z dystansem. "I’m Just A Patsy" to też puszczanie oka. Od czasu "This Is My Truth Tell Me Yours" przestano wierzyć, że mamy jeszcze poczucie humoru. Kiedy stajesz się sławny, robisz się czasem nadęty. Niestety nam też się to przytrafiło. Ludzie którzy nas znają, wiedzą jednak, że w rzeczywistości jesteśmy inni. Wystarczy spojrzeć, co noszę na scenie. "Imperial Bodybags" to następny numer o Ameryce.

Postrzegamy Amerykanów jako prostackich, prawicowych idiotów, co jest niesprawiedliwe. Piosenka opowiada o amerykańskim żołnierzu, który wraca z Iraku w trumnie i jego bliscy rozumieją tragedię, która ich dotknęła. Nie każdy w Stanach jest półgłówkiem. Ten kawałek nawiązuje również do masakry rodziny carskiej przez Bolszewików. Połowę życia wierzyłem, że to było właściwe posunięcie. Kiedy jednak dojrzewasz, zastanawiasz się czy zastępowania jednego zła innym jest właściwe. Muzycznie to czyste rockabilly… krzyżówka "Brand New Cadillac" i "Runaway Boys" The Stray Cats. Jako ukryty kawałek zamieściliśmy cover "Working Class Hero" Johna Lennona. Kiedy nagrywaliśmy album dużo słuchałem Plastic Ono Band. Ta piosenka jest inteligentna i zabawna, z autentycznym tekstem, na dodatek składająca się z trzech akordów, więc prosta do zagrania. Teraz niewielu jest wykonawców wywodzących się z klasy robotniczej. Jednym z powodów jest zanik podziałów klasowych, przynajmniej w Wielkiej Brytanii. Ten numer jednak idealnie pasował do całości. "Indian Summer" odnosi się do czegoś, co Manic Street Preaches mam nadzieję mają. Chodzi o cel. Jaki bowiem jest sens trwać, jeśli brakuje celu? Mieliśmy genialną karierę, ale przede wszystkim pozostaliśmy wspaniałymi przyjaciółmi co w rockandrollowym świecie jest prawdziwą rzadkością. Tak przy okazji, ta piosenka ma ten sam rytm co "A Design For Life". Poza nami chyba już nikt nie sięga po tego typu walczyki. Słowa natomiast są naprawdę radosne i podnoszące na duchu.

To kawałek o przyjaźni, czyli bardzo nie w stylu Manicsów. Tematy takie jaki przyjaźń czy duma bardziej pasują do Bono.

Nasz przyjaźń wiele jednak przeszła a to wiele znaczy. Kiedy jesteśmy w trójkę razem, czujemy, że mamy przed sobą cały świat. I nie chodzi o to, że razem pijemy czy bierzemy narkotyki. Wręcz przeciwnie. Rozmawiamy, rozmawiamy i jeszcze raz rozmawiamy. Poza tym obserwujemy i słuchamy. To piękna sprawa.

Na tej płycie James ponownie starał się zawrzeć w jednej linijce jak najwięcej słów. Chwilami niemal tracił dech śpiewając refren. Kiedyś martwiłem się, że w natłoku wyrazów ludziom umykają moje teksty. Ale w końcu przestałem się martwić. W końcu w ten sposób powstał numer "If You Tolerate This Your Children Will Be Next", nasz największy przebój, którego nie sposób zrozumieć ze słuchu.

Przy "Send Away The Tigers" postanowiliśmy, że nie będziemy się wstydzić za to, kim jesteśmy.

Album ukaże się 7 maja.


Komentarze
Polityka Prywatności