19 lutego nakładem Wydawnictwa Otwartego ukaże się klasyk literatury amerykańskiej, powieść przez wielu określana mianem arcydzieła – Zimowa opowieść Marka Helrpina. Zimowa opowieść została napisana w 1983 roku, w Polsce ukazuje się po raz pierwszy. Andrzej Sapkowski umieścił Winter’s Tale w swoim kanonie 85 najlepszych książek fantasy („Rękopis znaleziony w smoczej jaskini", Warszawa 2001, str.222-225). Przez znawców, dzieło Helprina jest wskazywane jako klasyka urban fantasy.
Ujmująco piękne i mądre arcydzieło Helprina przenosi nas do Nowego Jorku z początku dwudziestego wieku, targanego arktycznymi wiatrami i rozświetlonego bielą niespotykanie obfitego śniegu. Dzięki płomiennej wyobraźni autora to miasto żyje i ma duszę.
Pewnej mroźnej nocy młody Peter Lake próbuje okraść rezydencję na Manhattanie. Niespodziewanie zastaje w domu córkę właścicieli, umierającą na gruźlicę Beverly Penn. Tak zaczyna się miłość, która odmieni jego los. Potężne, niepojęte uczucie zaskakuje Petera, daje mu siłę i każe podjąć próbę zatrzymania czasu i przywrócenia przeszłości. Historia jego zmagań to jedna z najwspanialszych opowieści w literaturze amerykańskiej.
Zimowa opowieść to książka niezwykła. Ta powieść wykracza poza granice współczesnej literatury, jest jak romans utalentowanego pisarza z językiem ("Newsday").
Dorota Wellman pisze o niej: Przeczytałam i zgłupiałam. Co to jest? Baśń, fantasy, romans? Cudowne pomieszanie z poplątaniem, wciągający literacki labirynt. Czytając, byłam zagubiona i zachwycona jednocześnie.
***
Zimowa opowieść zaczyna się jak łotrzykowski romans w historycznym kostiumie: wędrujemy przez Nowy Jork przełomu XIX i XX wieku, zaglądamy do obskurnych teatrzyków, oberży, bandyckiej dzielnicy Five Points, domów dla sierot, nędznych czynszówek, odwiedzamy podmiejskie bagna, gdzie mieszkają Przymorzanie, plemię zbieraczy małży. Dokoła szaleje wojna gangów, do tego spotykamy przekupnych policjantów, zepsutych duchownych, ulicznych sprzedawców kasztanów, dzieci żebrzące na ulicach. Po zatokach, rzekach i kanałach żeglują niezliczone statki, barki i promy, bo dopiero budują się słynne dziś nowojorskie mosty. I wszędzie jest pełno maszyn – w ruchliwym, niemoralnym, przerażającym i fascynującym Nowym Jorku właśnie wykuwa się nowoczesność: wielki przemysł i wielki kapitał zapatrzone są w przyszłość obiecującą spełnienie każdej zachcianki. Przeciwieństwem Nowego Jorku jest jezioro i wioska Coheeries na północy stanu, niedaleko granicy z Kanadą, za górami, lasami i niezliczonymi zakolami rzeki Hudson. To idylliczna, na poły mityczna kraina dzieciństwa, gdzie kultywuje się prastare zwyczaje, pamięta się jeszcze holenderskich osadników, a ludzie są w niepojęty sposób szlachetni. Między tymi dwoma biegunami rozgrywa się dramat będący osnową Zimowej opowieści: walka nowoczesności z tradycją, zła z dobrem, przyszłości z przeszłością, śmierci z życiem, walka kosmiczna i eschatologiczna.
Świat Zimowej opowieści szybko okazuje się nieco odrealniony: tajemniczy biały koń Athansor potrafi jednym susem przesadzić kilka ulic, szef gangu Krótkich Ogonów ma dziwaczne wizje, a wokół miasta od czasu do czasu pojawia się groźna ściana chmur, która potrafi pochłonąć człowieka i wyrzucić go – jak mówią legendy – w innym czasie. I monstrualny Nowy Jork, i sielankowe Coheeries nie są zwyczajne, autor jednak pewną ręką trzyma swój świat w granicach realizmu magicznego. Od początku prowadzi jednak z czytelnikiem intrygujące gry, które niekiedy bawią, a niekiedy irytują. Oto w pierwszej części powieści poznajemy, jak się nam wydaje, głównych bohaterów: młodego sierotę, włamywacza i mechanika Petera Lake’a, który walczy z drapieżnym Pearlym Soamesem, pragnącym ukarać go za zdradę gangu, i jest zakochany w ślicznej i ciężko chorej na gruźlicę Beverly Penn, córce magnata prasowego Isaaca Penna. Ta klasyczna konfiguracja zostaje jednak rozbita już pod koniec części pierwszej: Beverly umiera (lepiej żeby czytelnik za szybko się o tym nie dowiedział!), po niej Isaac Penn, a Peter, zrozpaczony po stracie ukochanej i udręczony pościgiem Pearly’ego, wskakuje na Athansorze w ścianę chmur i znika.
O tym, jak misterną konstrukcją jest Zimowa opowieść, dowiadujemy się stopniowo. Część druga przenosi nas w lata dziewięćdziesiąte XX wieku – w momencie powstania powieści (1983) będące jeszcze przyszłością – lecz nie od razu to zauważamy: świat z tej części jest mocno osadzony w realiach, a zarazem dryfuje w bezczasie, akcja przeskakuje o niemal sto lat zupełnie niepostrzeżenie. Jak się okazuje, ma to ważny sens filozoficzny. Źródłem działań, przygód, refleksji i przeżyć bohaterów jest bowiem rozpacz z powodu utraty ukochanych osób. Każdego z nich nęka niemożliwe pragnienie, by odwrócić lub zatrzymać czas, odtworzyć przeszłość, przywrócić zmarłych do życia. Wydają się pytać, czy okrutny świat, w którym miliony bezbronnych ludzi cierpią w sposób niezawiniony i umierają, nie pozostawiwszy śladu nawet w cudzej pamięci, ma sens.
Ten dylemat dręczy także „współczesnych” bohaterów powieści: Virginię Gamely, która za podszeptem wieszczego snu wyrusza z Coheeries z synkiem szukać szczęścia w Nowym Jorku, jej matkę, Hardesty’ego Marrattę, syna miliardera z San Francisco, który odrzuca spadek po ojcu i wyrusza na poszukiwanie idealnego miasta, Harry’ego Penna, sędziwego już syna Isaaca, który przejął po ojcu wielką gazetę „The Sun”, żeglarza-rozbitka Asbury’ego. Problem ten dotyczy też samego Petera Lake’a, przeniesionego przez ścianę chmur w lata dziewięćdziesiąte, który przez to, że nie pamięta swojej historii i musi mozolnie odzyskiwać wiedzę o tym, kim jest i kogo kocha, staje się żywym pomostem między przeszłością a teraźniejszością, między śmiercią a życiem. W tle spotworniały Nowy Jork, niezmienne w egzotycznej sielskości Coheeries, z humorem opisane zmagania konkurencyjnych gazet, ambitnego „The Sun”, zorganizowanego jak miasto z osiemnastowiecznej utopii, i chaotycznie prowadzonego brukowca „The Ghost”, oraz demiurgowie: żyjący poza dobrem i złem bogacze i politycy oraz mityczny Jackson Mead, który pewnego wieczoru przypływa do nowojorskiego portu olbrzymim statkiem, by zrealizować swój plan – wzniesienia idealnego mostu ze światła.
Plan ten jest bluźnierczy. Mead, podobnie jak bohaterowie pierwszoplanowi, pragnie zrozumieć mechanizm spraw najwyższych i zyskać moc ingerowania w nie: chce wiedzieć, jak działa świat, czy można znaleźć lub zaszczepić w nim sprawiedliwość oraz czy da się go budować tak, jakby posiadło się boską wszechmoc. Zimowa opowieść z melodramatu przekształca się w powieść filozoficzną, a fantastyczny sztafaż służy do postawienia metafizycznej hipotezy: świat wydaje nam się niepojęty i okrutny dlatego, że ze swojej ludzkiej pozycji nie jesteśmy w stanie objąć go rozumiejącym, pozaczasowym spojrzeniem, w bezmiarze kosmosu i całości dziejów. Gdybyśmy potrafili – a perspektywę tę przybliżają surowe zimy, które wyostrzają zmysły, doprowadzają do skrajności ludzkie losy i zawieszają codzienność – dostrzeglibyśmy, że nic nie jest przypadkowe, wszystko jest ze sobą powiązane i każdy element ma swój odpowiednik lub przeciwieństwo, a zatem wszystko ma sens, nawet zło; świat jest jak olbrzymi silnik zbudowany przez największego Mechanika.
Metaforę tę, wywiedzioną wprost z oświeceniowego deizmu, Helprin buduje w bardzo autorski sposób i wykorzystuje do własnych celów. W jego zasadniczo świeckiej maszynie uobecnia się łaska Najwyższego: w dramatycznych sytuacjach bohaterowie niekiedy igrają z przypadkiem, ale jeśli działają z miłością, w imię słusznej i wielkiej sprawy, los jednoznacznie im sprzyja; nad Peterem Lakiem czuwa z zaświatów Beverly, Asbury’ego oraz Hardesty’ego i Virginię broni przed bandytami biały koń Athansor. Bóg ludzi nie tyle opuścił, ile zostawił ich sam na sam ze swym niedocieczonym planem, bluźnimy jednak, gdy usiłujemy ten plan zmieniać, podważać, a nawet rozumieć. Moralizowanie i opłakiwanie losu nieszczęśników jest naiwnością, a nawet nieuprawnionym roszczeniem – taką naukę przekazuje Peterowi Lake’owi Isaac Penn.
Zimowa opowieść unaocznia tę metafizykę w swojej konstrukcji. Ogromna powieść, zaludniona mnóstwem postaci, wypełniona wieloma wątkami, epizodami, dygresjami – snutymi niespiesznie, bogatym i wyrafinowanym stylem, z dbałością o szczegóły i plastykę opisu – początkowo wydaje się chaotyczna. Od części drugiej zaczynamy się zastanawiać, po co pojawiają się kolejne wątki, jaka tajemnicza siła ściąga bohaterów do Nowego Jorku i krzyżuje ich ścieżki, dlaczego są oni w niepokojący sposób dublowani, gdzie podziewają się i kiedy powrócą postacie z części pierwszej. W toku akcji wszystko jednak zaczyna trafiać na swoje miejsce i zyskiwać znaczenie, jak części maszyn naprawianych przez Petera Lake’a; każdy epizod czy motyw okazuje się niezbędnym elementem powieściowej budowy. Dlaczego na przykład redakcja gazety „The Sun” ma własne generatory prądu, archaiczne, psujące się, niemal muzealne eksponaty? Ich przydatność odsłania się dwukrotnie: najpierw dzięki nim Peter Lake może przypomnieć sobie, że osiemdziesiąt lat wcześniej był mechanikiem; następnie, podczas apokaliptycznego pożaru Nowego Jorku gmach redakcji z własnym oświetleniem staje się latarnią morską wśród szalejącego sztormu ognia, dymu i bezprawia, zwiastunem zwycięstwa rozumu i dobra nad okrucieństwem.
Aby przeprowadzić swój metafizyczny dowód, Helprin nie boi się sięgać po wątki melodramatyczne: bohaterowie zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia, żenią mimo różnic społecznych, weryfikują swoje poukładane życie, gdy wkrada się w nie to, czego nie kontrolują: choroba i śmierć. Liczne epizody humorystyczne są satyrą wymierzoną w tych, którzy sądzą, że mają wpływ na społeczeństwo i historię: dziennikarzy, polityków, krytyków literackich. Świat międzyludzki jest w Zimowej opowieści czarno-biały: autor podpowiada, kogo mamy lubić, a kogo nie, boleje nad głupieniem społeczeństwa, cynizmem polityków i upadkiem obyczajów, forsuje amerykańskie przekonanie, że bez względu na pochodzenie i przeciwności losu człowiek jest kowalem własnego losu. Z sympatią opisuje starych self-made manów: Vittoria Marrattę, Isaaca i Harry’ego Pennów – żywe przykłady na to, że przedsiębiorczością można wykuć sobie i innym piękne, spełnione życie.
Męscy protagoniści jednak nie wystarczą. Racjonalna, zimna, męska cywilizacja Zachodu, uosabiana przed miasto-maszynę Nowy Jork i odzwierciedlona w maszynowej konstrukcji powieści, ma rację bytu tylko wtedy, kiedy przyjmuje to, co płynie znad jeziora Coheeries: kobiece, emocjonalne człowieczeństwo. Inaczej, co widać w przypadku Jacksona Meada, zatarta zostaje granica między dobrem a złem, a wysiłek konstrukcyjny okazuje się demoniczną uzurpacją. Nadzieją świata są kobiety: dawczynie języka, nauczycielki trudnej sztuki życia, przewodniczki mężczyzn zatraconych w budowlano-niszczycielskim szaleństwie, a także dzieci – istoty, w których powtarza się cud stwarzania i nazywania świata.
Z Zimowej opowieści płynie pouczenie, że należy pokornie ufać w najwyższą, niepojętą sprawiedliwość – ponieważ innej nie ma. Tradycyjne są w niej wskazówki, jak żyć: pielęgnować wartości, na których opiera się kultura Zachodu, takie jak wiara, miłość, honor, odwaga, przedsiębiorczość, kierować się wyczuciem dobra i zła oraz szukać rady u mądrych ludzi. Jak zaś działać, budować i naprawiać? Tu odpowiedzią jest utopia, dość kontrowersyjna, bo po amerykańsku millenarystyczna. Jej wyrazem jest ostatni rozdział, w którym Nowy Jork, pomnik tego, co w człowieku najzuchwalsze, ogarnia katastrofalny pożar. Nie ma nadziei na reformę ani nawet na rewolucję: to, co zepsute, trzeba wypalić żywym ogniem i rozpocząć na zgliszczach odbudowę wiecznego ducha miasta. Mityczny złoty wiek, którego nie mogą się doczekać bohaterowie powieści, może nadejść dopiero po apokalipsie.
Metafizyka Zimowej opowieści w dużej mierze wywodzi się z doświadczeń autora. Wystarczy zapoznać się z jego bogatym życiorysem, by domyślić się, że uwrażliwienie na kruchość życia i okrucieństwo świata Mark Helprin wyniósł ze służby wojskowej – jako amerykański Żyd w latach siedemdziesiątych przybrał obywatelstwo izraelskie i służył w izraelskiej armii. Najpiękniej jest jednak odczytać Zimową opowieść jako obraz Nowego Jorku, który jest figurą odchodzącego ojca i jego pomnikiem. Powieść rozpoczyna dedykacja: „Mojemu ojcu – nikt nie zna Miasta lepiej niż on”, zapewne nieprzypadkowo też jednym z najbardziej poruszających wątków emocjonalnych jest nieutulony żal Hardesty’ego po śmierci ojca, który nauczył go reguł wszechświata, fizyki i matematyki. „Minione zdarzenia, na których wzniosło się nasze życie, muszą gdzieś być”, rozmyśla Hardesty. „Na pewno można je odzyskać, choćby w świecie doskonałym. Powinno być tak, że naszą ostateczną nagrodą jest panowanie nad czasem, a ci, których kochamy, mogą wrócić do życia, nie tylko w naszej pamięci, ale w rzeczywistości”. Jak lepiej można tego dokonać niż pisząc powieść, która unieśmiertelnia odchodzących bliskich? Nawet jeśli ci, którzy patrząc na literacki pomnik, nie dostrzegą wpisanego weń imienia, zawsze będą świadkami mądrości, godności i miłości, odpornych na upływ czasu.