Gdzie Indziej - Część 2!!!

Gdzie Indziej

- Przepraszam – powtórzył dosadniej i dopiero wtedy dał radę wyrwać mnie z moich myśli. Podniosłam głowę w stronę granatowych oczu i pięknie opalonej karnacji. Właściciel tego szalenie ładnego zestawu, ubrany w długi ciemny płaszcz stał nade mną z kubkiem gorącego napoju. Był wysokim, szczupłym brunetem, uśmiechał się też do mnie niezmiernie grzecznym uśmiechem. Otaksowałam go bezmyślnie długim spojrzeniem, zastanawiając się machinalnie, czy zainteresowałby się platynową blondynką. Uznałam, że dobrze by do siebie pasowali. Chyba właśnie znalazłam swojego męskiego bohatera.

Dopiero po kilku kolejnych sekundach zarejestrowałam, że nieznajomy najwyraźniej czegoś ode mnie chce. Troszkę się zreflektowałam.

- Tak? – zapytałam nieprzytomnie.

- Czy mógłbym skorzystać z krzesła obok pani i wypić kawę? Lubię widok na rzekę a nie ma już ani jednego wolnego stolika. Obiecuję, że nie będę przeszkadzać.

Popatrzyłam w stronę Tamizy i z powrotem na niego.

- Technicznie rzecz biorąc stąd widać tylko mur a nie rzekę – powiedziałam z przekąsem, bo okalający nabrzeże mur rzeczywiście zasłaniał cały widok na wodę, – Ale jeśli lubi pan też mury, proszę uprzejmie – wskazałam mu krzesło.

- Dziękuję – nieznajomy niemalże natychmiast i odwrócił się w stronę Tamizy. Obok postawił swój parujący kubek. Zapach jego zawartości dotarł do mnie po kilku sekundach i nie chciał opuścić. Nie mogłam się powstrzymać od ciekawskiego spojrzenia.

- Co to jest? – zapytałam zdumiona, próbując zidentyfikować zapach. Był trochę słodki, trochę mdły. Ale oczywiście pożałowałam tego pytania. Nieznajomy spojrzał na mnie spłoszony, tak bardzo, że aż zrobiło mi się go szkoda. Matka zawsze powtarzała mi, że najpierw robię a potem myślę. Może miała rację.

- Przepraszam – mężczyzna odsunął ode mnie napój, tak, aby para odchodziła w inną stronę.

- To ja przepraszam – potrzasnęłam głową – Nie powinnam być wścibska. Tylko ten zapach jest dla mnie tak dziwaczny, że nie mogłam się powstrzymać od pytania. Zobaczyłam rozbawienie w jego oczach i w jednej sekundzie postanowiłam jednak zaspokoić swoją ciekawość. – To co pan pije?

- Kawę z mlekiem czekoladowym, dżemem jagodowym i cynamonem – powiedział powoli. Musiałam spojrzeć się na niego z prawdziwym przerażeniem, bo nagle roześmiał się głośno. – Lubię słodkie.

- Chyba nawet bardzo słodkie – z lekkim osłupieniem spojrzałam się jeszcze raz na jego kubek. Od samego zapachu robiło mi się stopniowo trochę słabo – Mi od takiego przysmaku wypadłyby wszystkie plomby. Ruszają mi się już chyba od samego patrzenia.

- Nigdy w życiu nie byłem u dentysty – mężczyzna spojrzał na mnie z uśmiechem.

- Cóż, spędziwszy tam pół życia, pozostaje mi jedynie, w cichości duszy zazdrościć i równie mocno pana nie znosić.

- Z powodu dentysty? – uniósł brwi ze zdziwieniem.

- Każdy powód jest dobry do zazdrości – powiedziałam bez sensu i równie bez sensu plotłam dalej – A kobiety, jak powszechnie wiadomo, z zazdrości są gotowe popełnić nawet najbardziej odrażające czyny. Ile wojen zaczęto ze względu na zazdrość, z powodu kobiety. Już przecież w Troi bili się o Helenę! A gdyby nie taka Lady Makbet, jej mąż mógłby przecież prowadzić dostatnie, w miarę spokojne życie. A tak, zazdrość doprowadziła do tragedii.

- A co zrobiła ta Lady Makbet?

Spojrzałam na niego z autentycznym zdumieniem.

- Lektury szkolne chyba nie były pana mocną stroną.

- Wręcz odwrotnie. Czytałem dosyć dużo. Dalej zresztą czytam. – powiedział – Teraz na przykład czytam tę bardzo interesującą książkę – sięgnął do swojej torby, wyjmując po chwili coś, co miało na pewno dobrych kilkaset stron.

- Przewodnik po Londynie – popatrzyłam jak odwraca w moją stronę okładkę. Wydawca był mi całkowicie nieznany. – Ile to ma stron? Tutaj jest dużo do zwiedzania, ale chyba nie aż tyle.

- Mam trochę czasu, żeby zobaczyć to co najważniejsze – powiedział nieznajomy – Ale skoro to za dużo, to może pani powie mi co powinienem zwiedzić?

- Każdy lubi co innego. Ja na przykład lubię zamki i chodzenie po nich na własnych nogach. – skinęłam głową w stronę dość odległego, ale widocznego Tower, – Ale są tacy turyści, którzy przyjeżdżają tutaj tylko po to, aby korzystać wyłącznie z wirtualnych wycieczek.

Już od kilku lat, wycieczki internetowe były jednym z najbardziej popularnych sposobów zwiedzania dla leniwych turystów. W każdym większym mieście zamieszczono budynek o jakże wdzięcznej nazwie CENTRUM WIRTUALNYCH ATRAKCJI. Zjeżdżający się do miasta turyści dostawali w centrum swój wygodny fotel w klimatyzowanym pomieszczeniu, a potem zostawali podłączeni do wielkiej, stopniowo poszerzanej sieci neuronowej, dzięki której przechodzili do Londynu wirtualnego. Będący niemalże dokładną kopią prawdziwego miasta, pozwalał na wirtualne przeniesienie się w dowolne miejsce zwiedzania, bez konieczności wysilania mięśni własnych nóg, czy też zmęczenia przy niekoniecznie idealnej pogodzie. „Turyści” nie musieli się pocić w upałach, czy też podchodzić pod umiejscowione na jakichkolwiek podwyższeniach miejsca. Nie musieli stać też w kolejkach, bo grupy wirtualne były od razu przenoszone do miejsca docelowego. Po wszystkim nikt nie był też zmęczony. A ja osobiście uważałam, że żaden z nich nikt nie zwiedził.

Ale władzom to nie wystarczyło. Wciąż trwały próby nad zwiedzaniem wirtualnym, które możliwe byłoby z miejsca zamieszkania, tak aby turysta oszczędził sobie nawet lotu do innego kraju. Jak na razie sieci neuronowe miały ograniczoną zdolność transmisji, ale nie miałam wątpliwości – przyjdzie dzień, kiedy będzie można zwiedzić sąsiednią półkulę z fotela w swoim własnym salonie. Tylko czy warto było na coś takiego czekać?

- Zamki koniecznie – wyrywając się z zamyślenia, usłyszałam końcówkę wypowiedzi nieznajomego – A galeria Tate?

- Jeśli lubi pan współczesną sztukę, to pewnie tak, ale ja nie powinnam tutaj doradzać, bo na samą myśl o pójściu tam mam dreszcze.

- Dreszcze obrzydzenia? – zainteresował się autentycznie.

- Przemieszane z mocną niechęcią i brakiem zrozumienia sztuki współczesnej – odpowiedziałam szczerze – Jest taka plotka, że ich najważniejsza ekspozycja, to ciemny pokój, gdzie wisi włączająca się i wyłączająca lampka.

- No i? Co z tą lampką?

- Nic – uśmiechnęłam się mimowolnie – to jest właśnie cała ekspozycja. To my mamy wywnioskować z niej artystyczną głębię i znaczenie.

- Ale jakie? – wydawał się być zdumiony.

- Też bym chciała wiedzieć. Ale do Tate nie płaci się za wejście i mówi się, że jak tylko człowiek wchodzi za próg, wie od razu dlaczego.

Zaśmiał się cicho.

- Będę musiał sprawdzić osobiście.

- Życzę wytrwałości – dopiłam kawę a mój wzrok padł na zegar ścienny. Było znacznie później niż mi się wydawało – Przepraszam, muszę iść, zaraz zaczynam zajęcia.

- A co pani studiuje?

- Studia już za mną. Uczę innych – powiedziałam z uśmiechem. Miło było usłyszeć, że wyglądam na tyle młodo, że mogę ujść za studentkę. Od razy zaskarbił moją sympatię. Nieznajomy przyglądał mi się intensywnie. Przez chwilę pomyślałam, że pewnie poznał mnie z jakiejś gazety. Ale nie, w jego wzroku nie było potępienia. Po prostu mnie słuchał. Spokojnie i bardzo uważnie. – Przepraszam – jeszcze raz rzuciłam okiem na zegarek i pospiesznie zaczęłam pakować laptopa do torby – Naprawdę muszę iść. Miło było pana poznać!

Jeszcze, kiedy biegłam do szkoły, wydawało mi się, że czuję na plecach jego wzrok. Dziwny jakiś, pomyślałam. Przecież nikt normalny nie piłby przecież takich świństw.


Komentarze
Polityka Prywatności