Komisarz Guido Brunetti marzy, żeby uciec od tłumów i sierpniowych weneckich upałów. Zanim dołączy do wypoczywającej w górach rodziny, będzie musiał przyjrzeć się skardze, jaką jego przyjaciel złożył na podejrzanie opieszałe sądy. Kolega Brunettiego, Lorenzo Vianello, niepokoi się nagłym zainteresowaniem swojej ciotki astrologią i prosi komisarza o pomoc. Plany wakacyjne ostatecznie niweczy brutalna zbrodnia popełniona w mieście.
Nota o autorze:
Donna Leon, pisarka amerykańska, urodziła się w 1942 roku w Montclair w stanie New Jersey. Studiowała literaturę. Przebywała w Szwajcarii, Arabii Saudyjskiej, Iranie i Chinach. Od roku 1981 mieszka w Wenecji. Jest znana na całym świecie autorką cyklu kryminałów o dociekliwym i nieustępliwym komisarzu policji, Guido Brunettim. Nie są to typowe powieści policyjno-detektywistyczne. Wiele miejsca zajmują w nich problemy polityczne, obyczajowe i kulturalne Włoch.
Pisarka jest menadżerem orkiestry Il Complesso Barocco; jej wielką pasją jest muzyka klasyczna.
Fragment książki:
W drodze do biura Elettry komisarz postanowił powstrzymać się od powtórzenia pochwalnej opinii Pucettiego. Gdy wszedł, sekretarka właśnie wyłaniała się z gabinetu swojego zwierzchnika, vice-questore Giuseppe Party. Tego dnia miała na sobie czarny podkoszulek i luźne spodnie z czarnego lnu, a na bosych stopach żółte tenisówki Converse. Uśmiechnęła się na powitanie.
— Niech pan spojrzy — powiedziała, podchodząc do krzesła i wskazując na ekran swojego monitora. Chyba z powodu upału włosy związała z tyłu zieloną wstążką.
Brunetti stanął za nią i spojrzał na ekran. Zobaczył na nim coś, co wyglądało niczym strona katalogu sprzętu elektronicznego, równe rzędy komputerów, które dla komisarza wyglądały identycznie. Czyżby w końcu zamierzali zamówić jeden do jego gabinetu, zastanawiał się?
Bo też dlaczego Elettra zawracałaby sobie głowę pokazywaniem mu takich rzeczy? Wzruszyła go jej troskliwość.
— Bardzo ładne — powiedział z rezerwą, głosem wyzbytym wszelkich śladów osobistej zachłanności.
— Prawda? Niektóre są prawie tak dobre jak mój. — Wskazując na jeden z komputerów na ekranie, rzuciła jakieś liczby, które Brunetti zdołał zrozumieć, na przykład „2,33" oraz „1333”, i wspomniała o megahercach i gigabajtach. Tego nie rozumiał.
— A teraz proszę spojrzeć na to — dodała i powędrowała na dół ekranu do cennika przyporządkowanego pokazywanym wyżej modelom. — Widzi pan cenę? — zapytała, wskazując na trzecią pozycję.
— Tysiąc czterysta euro — odczytał Brunetti. Elettra mruknęła z aprobatą, więc zapytał: — To korzystna cena? — Pochlebiała mu myśl, że Ministerstwo Sprawiedliwości może być skłonne wydać na niego tak dużo, lecz skromność sprawiła, że nie pisnął ani słowa.
— Bardzo korzystna — odparła sekretarka Patty. Przycisnęła kilka klawiszy. Obraz zniknął z ekranu i na jego miejscu pojawiła się długa lista nazw i liczb. — A teraz niech pan spojrzy na to — wskazała na jedną z pozycji na liście.
— To ten sam komputer? — zapytał komisarz, przeczytawszy nazwę modelu i cyfry.
— Tak.
Przebiegł wzrokiem do liczby z prawej strony.
— Dwa tysiące dwieście? — zdziwił się. Elettra skinęła Skąd się wzięła pierwsza cena?
— Z internetowej firmy w Niemczech. Komputery przychodzą z pełnym oprogramowaniem w języku włoskim, z włoską klawiaturą.
— A te pozostałe?
— Pozostałe zostały zamówione, ale nie zapłacono za dostawę — odparła. — Dokument, który panu pokazałam, to zlecenie zakupu.
— Ależ to szaleństwo — zauważył Brunetti, używając nieświadomie słów i tonu, jakimi jego matka komentowała zwykle ceny ryb.
Signorina Elettra w milczeniu przesunęła na szczyt listy obraz opatrzony nagłówkiem „Ministero dell'Interno”.
— Przepłacają osiemset euro? — zapytał niepewny, czy ma się zdumiewać, czy oburzać, czy też jedno i drugie.
Skinęła głową.
— Ile sztuk zakupili?
— Czterysta.
Kalkulacja zajęła mu tylko parę sekund.
— To trzysta dwadzieścia tysięcy euro więcej — policzył. Sekretarka Patty milczała. — Czy ci ludzie nie słyszeli o zakupach hurtowych? Czy wtedy cena nie powinna być niższa?
— Myślę, że gdy zakupu dokonuje rząd, zasady są inne, panie komisarzu.
Brunetti cofnął się od komputera i obszedł jej biurko.
— A w takim wypadku jak ten ktoś inny dokonuje zakupu? I kto konkretnie?
— Przypuszczam, że jakiś biurokrata w Rzymie, panie komisarzu.
— Czy ktoś kontroluje, co on robi? Porównuje ceny bądź oferty?
— Z pewnością ktoś to robi — odparła z wyraźną nonszalancją.
Mijał czas, kiedy Brunetti rozpatrywał możliwości. To, że jeden człowiek mógł zamówić przedmiot, który kosztował osiemset euro więcej niż drugi, identyczny, nie oznaczało, że druga osoba sprzeciwiłaby się zawyżonej cenie, zwłaszcza gdy wydawano rządowe pieniądze i tylko te dwie osoby były wtajemniczone w proces licytacji.
— Czy nikogo to nie obchodzi? — usłyszał swoje pytanie komisarz.
— Kogoś pewnie tak, commissario — odparła Elettra, po czym z niemal bojowym ożywieniem dodała: — W jakiej sprawie chciał pan się ze mną zobaczyć?
Opowiedział szybko o ciotce Vianella i wypłatach, których dokonywała, po czym podał Elettrze nazwisko i adres Stefana Goriniego, pytając, czy znajdzie czas, żeby czegoś się o nim dowiedzieć.
Signorina Elettra zapisała nazwisko oraz adres i zapytała.
— Czy to ta ciotka, która wyszła za elektryka?
— Byłego elektryka — poprawił ją Brunetti, po czym dodał: — Tak.
Posłała mu ponure spojrzenie i pokręciła głową.
— Myślę, że to tak, jak być księdzem lub lekarzem — zauważyła.
— Słucham?
— Być elektrykiem, panie komisarzu. Myślę, że skoro już się coś takiego robi, to ma się moralny obowiązek robić to nadal. — Sekretarka Patty dała mu czas na zastanowienie się nad jej stwierdzeniem, a gdy nie uczynił żadnej uwagi, dodała: — Nie ma nic gorszego od ciemności.
Mając za sobą długie doświadczenie mieszkańca miasta, gdzie w wielu domach wciąż były przewody elektryczne położone przed pięćdziesięciu lub sześćdziesięciu laty, Brunetti pojął, o co jej chodziło, i mógł tylko powiedzieć:
— Tak. Nie ma nic gorszego.
Wyglądało na to, że jego natychmiastowe przytaknięcie ją ucieszyło.
— Czy to pilne, panie komisarzu?
— Nie, niezupełnie — odparł Brunetti, mając na uwadze fakt, że prawdopodobnie nie było to też legalne.
— W takim razie jutro się temu przyjrzę, panie komisarzu.