Człowiek, którego książka uważana jest za jedno z największych osiągnięć współczesnej amerykańskiej literatury nie był typem, który spędzał dnie przesiadując w bibliotekach. Na Columbia University w Nowym Jorku, gdzie poznał m.in. Allena Ginsberga, dostał się na przykład bo... dostał stypendium sportowe.
Większy niż czytania był jego głód pisania. Marzył bowiem o napisaniu wielkiej powieści, która oddawałaby ducha czasów, w których żył. Zaczął ją pisać już w 1945 roku, mając 23 lata, a opublikowana została w 1950. W „The Town and the City”, bo o niej mowa, czuć wyraźne wpływy Thomasa Wolfe'a, amerykańskiego pisarza mało w Polsce znanego (choć był inspiracją również dla Jerzego Kosińskiego). Podobnie jak „W drodze” powieść ta jest mocno autobiograficzna. Pojawiają się w niej pod pseudonimami sam Jack Kerouac i jego rodzina oraz William S. Burroughs, czy Allen Ginsberg. To o pisaniu tej właśnie książki wspomina często Sal Paradise, bohater „W drodze”.
Nocne wędrówki po Nowym Jorku z Ginsbergiem i Nealem Cassadym, niekończące się rozmowy i imprezy, a przede wszystkim kluby, w których grano bop. Zadymione, pełne ludzi i muzyki, która dla młodego Kerouaca była prawdziwym objawieniem. Szalone jazzowe improwizacje, hipnotyczny synkopowy rytm, który wprowadzał w trans i dawał poczucie wolności. To właśnie tę energię chciał oddać w swoich książkach autor „W drodze”. Dlatego, jak głosi legenda, jego najsłynniejsza powieść powstała podczas trzytygodniowego maratonu, który bardzo przypominał właśnie trans. Kerouac pisał jak automat, spontanicznie i nie poprawiając, nie stosując interpunkcji, wsłuchując się tylko w swój wewnętrzny rytm.
Tak właśnie powstał „jazzowy” utwór, będący zapisem strumienia świadomości, opowiadający o podróży Kerouaca i jego przyjaciół przez Stany Zjednoczone na przełomie lat 40. i 50. Rzecz tak rewolucyjna formalnie i tak odważna obyczajowo, że przez prawie siedem lat odrzucali ją kolejni wydawcy. Gdy w końcu ukazała się w 1957 z wprowadzoną interpunkcją i z pseudonimami zamiast prawdziwych nazwisk bohaterów, w dalszym ciągu była czymś zupełnie nowym i szokującym. Tak jak ówczesny jazz, odważnie eksperymentujący, i sami bitnicy, których królem nazywano Kerouaca.
Film „W drodze” w kinach od 14 września.