
Rejs luksusowym jachtem w sezonie letnim po Lazurowym Wybrzeżu i Włoskiej Riwierze brzmi jak marzenie. Ten był największym w życiu wyzwaniem. Młody Amerykanin David Shalleck został zaokrętowany na „Serenity” jako pokładowy kucharz. Właściciele - małżeństwo włoskich milionerów – mieli tak wygórowane wymagania, że nawet włoski mistrz kuchni byłby w kłopocie, chcąc im sprostać, a nadto załoga oczekiwała, że David aktywnie włączy się w prace na pokładzie.
kolejnych, odmiennych wariantów regionalnego włoskiego jedzenia, a przy okazji oswajał z bardzo zróżnicowaną atmosferą pracy. W jednych restauracjach personel przyzwyczajony był do stagiaires, jak z francuska nazywano praktykantów, w innych - wręcz przeciwnie. Tu i tam szef kuchni zaszczycał mnie minimalnym zainteresowaniem, gdzie indziej moja obecność była kompletnie ignorowana, jednak w każdym miejscu podstawowym zadaniem było obłaskawienie kucharzy liniowych. Niektórzy przyjmowali mnie ciepło, inni nie życzyli sobie pracować wspólnie ze straniero - cudzoziemcem. Pierwszy tydzień w każdym miejscu przypominał mi koszmar początku w nowej szkole - rozeznawanie układów, odróżnienie pozerów od uczniów skorych do pomocy, przemądrzalców od potencjalnych przyjaciół. Ci pierwsi mówili do mnie, drudzy - rozmawiali ze mną.