Prawdziwie wybitni pisarze piszą tylko bardzo dobre, albo wybitne książki. „Widok z Castle Rock” być może wybitny nie jest, na pewno jednak niedaleko mu do literackiej doskonałości. Takie książki to wielowątkowe, wielopoziomowe i wielokolorowe przygody. Zostają w pamięci i na półce, gdzie trzymamy książki do których chce się wracać.
To w zasadzie opowiadania, chociaż tworzące bez wątpienia jedną, wciągającą całość. Tym razem Alice Munro skorzystała z własnej historii, opisując losy własnej rodziny, od XVIII wieku, aż po lata 90te wieku XX. Kolejne historie składają się na jedną większą opowieść o niepowtarzalnych ludziach, z których każdy zostawił po sobie jakiś ślad. Munro „goni” swojego czytelnika po całym świecie, pokazując losy swoich bohaterów na tle ważnych politycznych i społecznych wydarzeń. Dodaje trochę fikcyjnych wątków, aby uatrakcyjnić ją jeszcze bardziej. Po drodze porusza tematy, które często bywają psychologicznie trudne, lub stanowią tabu, zarówno w kwestii społecznej, politycznej czy też obyczajowej. To komentarz trudnych czasów, opis niełatwych relacji międzyludzkich i wielkich uczuć.
To bardzo ciekawa mieszanka, w której każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Jako komentarz społeczny sprawdza się świetnie, tak samo jako wartka, bardzo dobra, miejscami porywająca powieść. Munro pisze jasnym, klarownym językiem, nie bawi się w kwietniki literackie, opowiada prawdę niemalże w toporny sposób. Jej książka angażuje. Bez reszty. I przyprawia o całkiem prawdziwe dreszcze.