Książka – oczywiście tom pierwszy z cyklu – dodawana na zachętę do Fantastyki. „Rezydent wieży” sprawdza się widać tylko w sprzedaży wiązanej. Nie znaczy to, że jest taki zły – jest po prostu nijaki. Jak raczej udana próba dwunastolatka, którą zachwycają się stare ciotki i niektórzy koledzy z klasy; ci, co mają słabość do fantasy.
Wojskowa galea na głowie, przytroczony do pasa gladius, łańcuszkowa lorika, legionowe caligi, bracaje – i to wszystko na pierwszej stronie, w opisie gości u maga Klavresa z wieży Irrum. Terminologia ze strony autora opanowana. Z mojej nie, za Boga więc nie wiem, jak ci goście wyglądali. Poza tym jednak w akcji nie jest trudno się zorientować, tym bardziej, że książka składa się z krótkich opowiadań – co mnie zaskoczyło, bo po zapowiedzi o ciągu dalszym spodziewałam się raczej dłuższej formy. Cykl tomów opowiadań? Może Prószyński i Sk-a wydaje dzieła zebrane Andrzeja Tuchorskiego.
Przyswaja się to błyskawicznie, jak kaszkę instant. W składnikach są elementy humorystyczne, magia, trochę starożytnego Rzymu, uczucie do pięknej kobiety, postmodernistyczne puszczanie oczka do czytelnika. Wszystko jest raczej bezpretensjonalne, poza kilkoma miejscami – lepiej żeby autor nie porywał się na zdania typu „wyczułem tylko pulsującą nieznanym rytmem obcość”.
Magdalena Rachwald