Krwawo, szybko i morderczo. To kolejny, po „Piraniach 3D” film, o trójwymiarowych mordercach w wodzie. Efekt 3D z powodzeniem można by sobie darować, bo film sam doskonale broni się w swoim gatunku. Warto tylko wiedzieć, czego po takim filmie można się spodziewać.
Będę mówić o tym filmie dobrze. Nie tylko dlatego, że ja po prostu lubię ten mało wyrafinowany, mało wyszukany gatunek filmowy o krwiożerczych bestiach (dowolnego gatunku) ale też dlatego, że film Davida R. Ellisa ma kilka naprawdę przyjemnych smaczków. Jak na film o krwiożerczych rekinach przystało. Niestety w 3D.
Nie są to oczywiście „Szczęki”, które dalej nieprzerwanie trwają na pierwszym miejscu tych najlepszych filmów o rekinach i wyznaczają wytyczne gatunku. Nie, „Noc rekinów” to dalej efekciarskie kino niskiej klasy. Ale w swojej grupie trzyma się w czołówce.
A zaczyna się stereotypowo. Historia znana jest już chyba każdemu, kto kiedykolwiek oglądał jakikolwiek podobny film. Sara zabiera kolegów studentów w rodzinne strony, aby w nad malowniczym jeziorem mogli wypocząć przez kilka dni. Na małej, oddzielonej od głównego miasteczka wysepce mają zapewniony spokój i relaks. Ten kończy się niestety szybko, kiedy niespodziewanie jednemu z przyjaciół zostaje odgryziona ręka. Bardzo zresztą efektownie, bo przez gigantycznego, zamieszkującego jezioro rekina. Malik musi być najszybciej odtransportowany do szpitala. Tylko jak dotrzeć do lądu, skoro w wodzie czatują krwiożercze maszyny do zabijania?
Powiem, że na różne, mniej lub bardziej kreatywne sposoby. Ale wszystkie w miarę sensowne, nie sprawiające, że pukamy się ze zdumieniem w czoło. Przecież i tak wiemy doskonale, co w tym filmie będzie. Będzie krwawa jatka, kolejne ofiary, być może ktoś ocaleje. Będą aktorzy, niekoniecznie najlepsi, ale też najlepsi być nie muszą, jeśli większość ma za zadanie po prostu efektownie umrzeć. Wszyscy będą odpowiednio śliczni i seksowni, tak aby idealnie pokazać biusty i torsy, na dodatek w 3D. Będzie jeden absurdalny pocałunek, który można w zupełności wybaczyć, bo też zrekompensowany jest kilkoma przyjemnymi zwrotami w scenariuszu, których naprawdę niekoniecznie można się spodziewać. To sprawne kino sensacyjne, wartkie, z przyzwoitymi dialogami. Na dodatek jest też bardzo krótkie, tak aby film skończył się zanim zdążymy się zmęczyć. Można wyjść z kina usatysfakcjonowanym. Słowo honoru.