Odnaleziono krater sprzed 251 mln lat

Odnaleziono krater powstały w wyniku kosmicznej katastrofy sprzed 251 milionów lat, która spowodowała wyginięcie ponad 90 proc. gatunków na naszej planecie - informuje najnowszy numer czasopisma "Science".

"Wielkie Wymieranie", które miało miejsce 251 mln lat temu (w
końcu permu), położyło kres istnieniu ponad 90 proc. gatunków
zamieszkujących ówczesną Ziemię. Naukowcy podejrzewali, że
wymieranie to spowodowało zderzenie Ziemi z jakimś ciałem
kosmicznym. Dotychczas nie udało się jednak potwierdzić tej
hipotezy poprzez znalezienie krateru uderzeniowego odpowiedniej
wielkości.

Najnowszy numer czasopisma "Science" przynosi dowody na to, że
taki krater w rzeczywistości istnieje - znajduje się na obszarze
dzisiejszej północno-zachodniej Australii.

Problemem tym od wielu lat zajmuje się Robert Poreda z University
of Rochester, kierownik grupy naukowców prezentujących swoje
wyniki w "Science". Pierwszy ważny przełom nastąpił w 2001 r.,
kiedy Poreda wraz z Luann Becker odkryli, że mająca 251 mln lat
warstwa geologczna zawiera specyficzne izotopy helu i argonu
uwięzione w związkach węgla, które mogły przybyć na naszą planetę
tylko z Kosmosu.

Ponieważ związki te obserwowano na całej powierzchni Ziemi,
katastrofa kosmiczna, która je przyniosła, musiała mieć charakter
globalny. Dwa lata później Poreda, Becker i Asish Basu
opublikowali w "Science" kolejny artykuł donoszący o odkryciu w
starych warstwach geologicznych fragmentów meteorytu, który
spowodował wymieranie.

Ciało kosmiczne, które 251 mln lat temu spowodowało katastrofę,
było ogromne. Jego masa była porównywalna z masą Mount Everestu, a
uderzenie w powierzchnię naszej planety rozrzuciło odłamki na
przynajmniej połowie globu i spowodowało masowe wybuchu wulkanów.
Wybity w wyniku uderzenia krater powinien mieć średnicę kilkuset
kilometrów. Niestety 251 mln lat ciągłej działalności erozyjnej i
osadowej bardzo skutecznie zamaskowało jego położenie.

Z pomocą przyszedł ślepy traf. W roku 1970 grupa inżynierów
rozwiercająca skały w poszukiwaniu ropy naftowej odkryła wyraźną
nieckę w okolicach Bedout na północno-zachodnim wybrzeżu
Australii. Pod takimi nieckami często występują obfite zbiorniki
ropy. Jednak w tym wypadku inżynierowie wydobyli tylko fragmenty
dziwnej skały, którą określili jako materiał pochodzenia
wulkanicznego.

Próbki przeleżały 25 lat, aż zwrócił na nie uwagę magazyn naukowy
z branży naftowej. Zasugerowano wówczas, że mogły one powstać w
wyniku uderzenia meteorytu. Skałami od razu zainteresowali się
Poreda i Becker. Według ich badań próbki w żadnym wypadku nie
przypominały żadnych innych skał wulkanicznych. Wycieczka do
Bedout przekonała tylko naukowców, że niecka może być pochodzenia
uderzeniowego.

Późniejsze analizy geologiczne pokazały, że skalista wartwa
zalegająca pod niecką w Bedout wygląda dokładnie tak jak powinna
wyglądać warstwa zaburzona silnym uderzeniem - tzn. warstwy
starsze niż 251 mln lat były silnie zaburzone, z wbitym między nie
młodszym materiałem.

Symulacje uderzenia w to miejsce ciała o rozmiarach 10 km dawały
krater o średnicy około 100 kilometrów. Rzeczywiste rozmiary,
oszacowane przez grupę Poreda dają średnicę około dwóch razy
większą, czyli wielkość prawie dokładnie taką samą jak krateru
Chicxulub na półwyspie Junkatan. Chicxulub jest pozostałością po
katarstofie kosmicznej sprzed 65 milionów lat, będącą bezpośrednią
przyczyną wyginięcia dinozaurów. (PAP)

Komentarze
Polityka Prywatności