Paleobiologia - różne informacje

Życie po kryzysie

Wczesnopaleozoicznymi akritarchami na całym świecie zajmuje się naukowo ok. 20 osób. Choć trendy badawcze w tej grupie wyznaczają też i Polki - dr Monika Masiak oraz dr Marzena Stempień-Sałek z Instytutu Nauk Geologicznych PAN - one same nie do końca wiedzą, co to akritarchy.
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

"Znajdź skałę osadową liczącą około pół miliarda lat, odłup
kawałek, rozdrobnij. Powstałe grudki włóż do naczynia i zalej na
kilkanaście godzin kwasem solnym. Potem przez dwa tygodnie kąp w
kwasie fluorowodorowym. Na koniec zanurz w stężonym azotowym. Gdy
się skała rozpuści, gotowe. Tylko one tam przetrwały" - brzmi (w
uproszczeniu) laboratoryjna procedura pozyskiwania akritarchów.

W naczyniu jednak niczego nie zobaczmy. Maleństwa mają po
kilkanaście-kilkadziesiąt mikrometrów. Widoczne są pod mikroskopem.

"Choć skamieniałości te opisano już w XIX w., nie wiadomo, czym
są. Wg definicji to grupa organizmów jednokomórkowych o
określonych kształtach i ścianie ze sporopolleniny, substancji,
która dziś tworzy pyłki roślin. Niewiele tej wiedzy. Nadano im
nazwę, podzielono na gatunki, ale nadal nie rozwikłano problemu,
czy są to rośliny, czy też mikroskopijne twory pochodzenia
zwierzęcego - przyznaje dr Monika Masiak. - Stąd nazwa
Acritarcha".

Po grecku "akritos" - to nieznany, "arche" - początek.

Prowadzone w Instytucie Nauk Geologicznych PAN badania nie mają
jednak na celu rozwikłania tej tajemnicy. Obie panie doktor
analizują zmiany gatunkowe akritarchów oraz ich liczebności na
przestrzeni milionów lat. Szczególnie na przełomie ordowiku i
syluru, czyli ok. 443 mln lat temu. Akritarchy bowiem
(ekologicznie bliskie mikrofitoplanktonowi) to jeden z najbardziej
obiektywnych wskaźników kondycji ówczesnego świata żywego. A ta
obu paniom wydaje się najciekawsza.

Pod koniec ordowiku Ziemia wyglądała zupełnie inaczej niż dziś.
Baltica, czyli dzisiejsza platforma wschodnioeuropejska i
otaczające ją górotwory, zlokalizowana była w strefie
okołozwrotnikowej na południowej półkuli Ziemi. Dzisiejsza Ameryka
Południowa, Afryka, Australia oraz Półwysep Arabski "przylepione"
zaś były do Antarktydy. Cały megakontynent (Gondwana) pokryty był
grubym lodem. W lądolodzie uwięziona była woda, która pochodziła z
praoceanu, wskutek czego jego poziom obniżył się. Wzrosło
zasolenie mórz. Zmieniła się ich gęstość. Prądy oceaniczne
zmieniły bieg. Niektóre morza w ogóle wyschły.

Doprowadziło to do kryzysu biotycznego, w którym wymarło 70-80
proc. wszystkich żyjących gatunków

"W społecznej świadomości był tylko jeden kryzys - ten, w którym
wyginęły dinozaury. Niewiele osób wie, że było ich więcej. Ten z
przełomu ordowiku i syluru był jednym z największych, aż cud, że
życie w ogóle przetrwało - wyjaśnia dr Masiak. - Nas interesuje
początek syluru, okres w którym lądolód zaczynał topnieć, a woda
wracała do mórz, życie zaś odradzało się. Badamy akritarchy, nie
dość, że organizmy wszędobylskie, to wówczas najważniejsze,
stanowiące bowiem początek łańcucha pokarmowego. Staramy się
poznać kolejność pojawiania się gatunków oraz ich wzajemne
stosunki ilościowe. Na tej podstawie próbujemy opisać, jak
odradzało się życie".

Zadanie nie należało do najłatwiejszych. Potrzebne były próbki
skał, które nie dość, że zawierałyby akritarchy, to jeszcze skały
musiały pochodzić ze zbiornika charakteryzującego się
niezmiennością warunków ich osadzania się. Trzeba było więc
znaleźć miejsce, w którym układ warstw skalnych był zachowany od
milionów lat, w dodatku takie, które przez cały późny ordowik i
wczesny sylur (kilka mln lat) było dnem morskim. Znaleziono je
niedaleko, w tzw. synklinie bardziańskiej (nieopodal Barda na
Kielecczyźnie w Górach Świętokrzyskich).

Po wstępnym przebadaniu polskich próbek obie panie geolog poczuły
niedosyt. Poznały jak odradzało się życie "na terenie Polski" (był
to wtedy inny rejon Ziemi). Nie były jednak pewne, czy
zaobserwowane przez nie reguły były charakterystyczne również dla
całego ówczesnego świata.

Postanowiły znaleźć inne stanowisko, by i tam pobrać skały.
Najbliższe, odpowiednie znalazło się... w Chinach.

W 2000 r. Instytut Nauk Geologicznych PAN nawiązał współpracę z
Nankińskim Instytutem Geologii i Paleontologii Chińskiej Akademii
Nauk. Dzięki niej dr Masiak oraz dr Stempień-Sałek znalazły się na
badaniach w Państwie Środka aż trzy razy: w 2000 r., 2002 r. i
kilka miesięcy temu. Chińczycy przyjechali raz w 2001 r.
Późniejsze wyjazdy uniemożliwiła im epidemia SARS. Mimo to
kontakty wystarczyły, by wspólnie opracować metodę ekstrakcji
skamielin, ich obserwacji i opisu. Bo Chińczycy nie tylko
udostępnili skały, ale chcieli również przyłączyć się do badań.
Dzięki standaryzacji metod, choć praca powstaje "na dwóch końcach
świata", wyniki są porównywalne. Szykowna jest wspólna publikacja.

Medialnych rewelacji, jak uprzedzają autorki, nie trzeba się
jednak spodziewać. Będzie to bowiem szczegółowy, chronologiczny
raport zmian gatunkowych i ilościowych późnoordowickich i
wczesnosylurskich akritarchów. Znajdą się też hipotezy
wyjaśniające zaobserwowane zmienności. Słowem - historia
odradzania się życia po wielkim kryzysie.

"Mamy świadomość, że od tej pracy nie zależy wiele. Nikogo nie
uratuje, nie zwiększy dochodu krajowego brutto. Będzie jednak
wkładem do światowego zasobu wiedzy. Czy cennym? Chyba tak, skoro
nasze badania były aż tak interesujące dla specjalistów, że
zainicjowały ogólnoświatowy trend. W tej chwili Amerykanie,
Francuzi, Czesi, Belgowie, Australijczycy - wszyscy badają
odradzanie się akritarchów po kryzysie spowodowanym zlodowaceniem
Gondwany. A my mamy radość, że tym razem nie my musimy nikogo
gonić, tylko to inni do nas dołączają" - nie kryje radość dr Masiak.

Badania akritarchów mają też walor użytkowy. Zaobserwowano, że
pod wpływem zwiększonego nacisku mas skalnych oraz wysokich
temperatury mikroskamieliny ciemnieją. Mogą być więc cennym
wskaźnikiem, mówiącym o przeszłości geologicznej terenu. Wysokie
ciśnienie i temperatura to czynniki niezbędne do powstania ropy
naftowej. Tam, gdzie akritarchy są ciemne, jest duże
prawdopodobieństwo natknięcia się na jej złoża.

Michał Henzler

>>>powrót


 
Polityka Prywatności