Historia - różne informacje

Naziści przeprowadzali próby z bronią atomową

Niemieccy naukowcy pod koniec drugiej wojny światowej wyprzedzili w badaniach nad bronią atomową Amerykanów, przeprowadzając na przełomie lat 1944/45 pierwsze próby z atomowymi "minibombami" - twierdzi niemiecki historyk Rainer Karlsch.
 
Karlsch przedstawił w poniedziałek w Berlinie dziennikarzom
swoją najnowszą książkę "Bomba Hitlera".

Tezy autora spotkały się z krytycznym przyjęciem innych
naukowców. Amerykański badacz Mark Walker zaprotestował przeciwko
posługiwaniu się przez Karlscha pojęciem "bomba atomowa" na
określenie niemieckich badań nuklearnych. "Nie istniała niemiecka
bomba atomowa" - podkreślił Walker na konferencji prasowej. Jego
zdaniem, to historyczne pojęcie zarezerwowane jest dla
amerykańskich "superbomb" użytych w czasie wojny z Japonią oraz
późniejszych radzieckich bomb.

    Jak twierdzi Karlsch, niemieckiemu fizykowi Kurtowi Diebnerowi
udało się uruchomić w ośrodku w Gottow, na południe od Berlina
reaktor jądrowy. Niemieccy naukowcy byli w stanie doprowadzić do
wywołania "krótkiej reakcji łańcuchowej", jednak z powodu braku
wystarczającej ilości materiału rozszczepialnego, siła rażenia
takiej reakcji była znacznie mniejsza niż amerykańskich bomb
atomowych. Nie można porównywać niemieckich konstrukcji z
amerykańskimi i radzieckimi bombami wodorowymi lat 50. -
zastrzegł. "Działanie niemieckich minibomb można raczej porównać
do znanych od lat 50. granatów atomowych" - uważa historyk.
Dlatego nawet ich ewentualne zastosowanie w końcowej fazie wojny
nie mogło zapobiec klęsce Trzeciej Rzeszy - ocenia Karlsch.

Z dokumentów znalezionych przez historyka w niemieckich i
rosyjskich archiwach wynika, że motorem niemieckich badań
atomowych nie był, jak dotychczas uważano,  noblista Werner
Heisenberg, lecz grupa naukowców skupiona wokół szefa departamentu
badań naukowych Urzędu Uzbrojenia Armii (HWA) Ericha Schuhmanna.
Należący od 1943 roku do tego zespołu monachijski fizyk Walther
Gerlach skierował badania na nowe tory - w kierunku
"termonuklearnej fuzji".

Jak ustalił Karlsch, jedna z prób nowej broni odbyła się
wieczorem 3 marca 1945 roku na poligonie Ohrdruf w gminie
Bittstaedt, w Turyngii. Według naocznych świadków, po wybuchu
powstał "jasny słup", świecący tak mocno, że można było czytać
gazetę. Następnego dnia na polecenie SS mieszkańcy uczestniczyli w
spaleniu zwłok kilkuset więźniów, którzy zginęli podczas próby.
Ciała były zupełnie pozbawione włosów i nosiły ślady ciężkich
poparzeń. Mieszkańcy okolicznych gmin skarżyli się przez długi
czas na krwawienia z nosa, bóle głowy i nudności.

Podobny wybuch miał zaobserwować w październiku 1944 roku włoski
dziennikarz Luigi Romersa na "jednej z wysp na Bałtyku". Zdaniem
Karlscha, chodziło o Rugię.

Radziecki wywiad wojskowy GRU dowiedział się już pod koniec marca
1945 roku o próbach z bronią atomową w Turyngii. Z raportu
anonimowego informatora wynika, że prawdopodobnie chodziło o test
z uranem 235. Władze w Moskwie traktowały te doniesienia bardzo
poważnie - jedną z czterech kopii raportu otrzymał radziecki
dyktator Stalin.

W celu zweryfikowania hipotezy przedstawionej przez Karlscha,
fizyczno-techniczny urząd w Brunszwiku zamierza zbadać stopień
skażenia radioaktywnego na terenie poligonu w Ohrdruf. Ostateczne
wyniki pomiarów znane będą za rok.

    Zdaniem "Frankfurter Allgemeine Zeitung", najbardziej
interesującym aspektem publikacji Karlscha nie są kwestie
wojskowe, lecz aspekt moralny - m.in. konieczność nowej oceny
takich osób jak Gerlach. Po wojnie niemiecki naukowiec uznawany
był za wzór nauczyciela akademickiego, który jako
wiceprzewodniczący Niemieckiego Towarzystwa Naukowego sprzeciwiał
się udziałowi szkół wyższych w badaniach zbrojeniowych.

Jacek Lepiarz (PAP)

>>>powrót


 
Polityka Prywatności