Czekoladowa rzeka

- Najważniejszą rzeczą, jaką Tom powiedział nam o czekoladowej rzece – przypomina sobie Joss Williams – było to, że miałą wyglądać tak dobrze, żeby chciało się ją jeść. Mówił też, że niezależnie od tego jak ją zrobimy, musiała wyglądać smakowicie.

Dla kierownika ekipy zajmującej się efektami, oznaczało to zadbanie o elementy takie jak „gęstość, wygląd, kolor, bezpieczeństwo” – nie wspominając już o kwestiach logistycznych, związanych z ilością masy, jej transportem i przechowywaniem.

Najszybciej wyeliminowano możliwość wyprodukowania czekolady poza planem i przywiezienia jej cysterną. Obliczenia wykazały, że konieczne okazałoby się wynajęcie czterdziestu cystern. Wydawało się, że korzystniej będzie wyprodukować wszystko na miejscu. Jeśli chodzi o samo mieszanie, przemysłowe betoniarki okazały się niewystarczające. Filmowcy potrzebowali sprzętu, który jednocześnie mieszałby trzy do czterech ton składników. Znaleziono odpowiednie pojemniki w postaci, o ironio, maszyn przeznaczonych do mieszania pasty do zębów, mogących pomieścić jednocześnie 12 ton masy, a przechowywać 20.

Obliczenia wykazały, że podczas całej produkcji konieczne będzie zapewnienie ponad 760000 litrów płynnej czekolady. Nieco mniej niż 100000 litrów na wodospad, a resztę na rzekę, mającą 90 metrów długości i szeroką na 8 do 12 metrów, w najgłębszym miejscu mającą zaś około metra głębokości.

Williams, który nie chce zdradzić dokładnego przepisu, przyznaje, że eksperymentowano z mieszanką wody i celulozy, połączoną z rozmaitymi barwnikami, dzięki czemu miano osiągnąć właściwy wygląd i barwę. – Kolor jaki widzimy naszymi oczami jest różny od koloru widzianego obiektywem kamery – wyjaśnia, wypróbowaliśmy więc całą gamę odcieni, nim trafiliśmy ten, który nam odpowiadał. Gotowa mieszanka była bez przerwy oczyszczana i codziennie badana w laboratorium. WIlliams mówi – musieliśmy być pewni, że nasi pracownicy mogą bezpiecznie pracować z tą mieszaniną i mogą ją jeść. – Odkładając żarty na bok dodaje – Chodziło nam o to, by zmniejszyć do minimum liczbę robactwa. Udało nam się to znakomicie.

         Dla potrzeb sceny, w której Augustus Gloop tumbles wpada do czekoladowej rzeki i zostaje wessany do rury doprowadzającej czekoladę do innej części fabryki, młody Philip Wiegratz musiał stopniowo przyzwyczaić się do niezwykłego uczucia zanurzania się w stopionej czekoladzie. – Zaczęliśmy z Philipem w małym zbiorniku w naszej pracowni – mówi Williams. – Potem robiliśmy próby, podczas których nosił swój pogrubiający kostium, musiał być zrobiony z materiałów, które dawały się zatopić, nie mógł też wchłaniać naszej mikstury, co przeciążyłoby chłopca. Z jego perspektywy najgorsze było chyba to, że kiedy masa dostała się do uszu, praktycznie nic nie słyszał.

         W chwili, w której scena rozgrywa się w miejscu, do którego nie może dotrzeć tradycyjna kamera, plan rzeczywisty ustępuje miejsca komputerowemu. Wirtualny Gloop zostaje wessany do wąskiej rury – oczywiście, Nick Davis i jego pracownicy natknęli się tutaj na kolejne problemy związane z kolorem i gęstością czekolady, nie mówiąc już nawet o odtworzeniu dynamiki płynu.

Z perspektywy gotowej sceny Davis mówi: - Oprogramowanie pomaga w przypadku fizyki. Można wprowadzić znane parametry – prędkość przepływu, lepkość, kolor, masę i wagę, to bardzo pomaga. Ale i tak rezultat końcowy zależy od człowieka, od jego poczucia estetyki, od jego wyczucia rzeczy, od tego, że spojrzy na ekran i powie: „hmm, tu trochę za szybko” albo „ten fragment za bardzo się błyszczy”.

 
Polityka Prywatności